Sanepid miałby dużo do powiedzenia. Tylko, że w Kambodży nie ma Sanepidu. Ani żadnych HACCP-ów, Rozporządzeń Parlamentu Europejskiego, książeczek zdrowia. Chcesz – jesz, nie chcesz – nie jesz. Ważne, żeby było tanio.
A dla obcokrajowca uliczne stragany to interesujące okazje do wykonania paru kolorowych fotografii:
Popularny tu napój na miejscu produkowany (wyciskany) z trzciny cukrowej
Sprzedawczyni rambutanów. Owoce są przepyszne – po ściągnięciu włochatej skórki mamy półprzezroczysty, soczysty i słodki owoc z migdałową pestką. Ponieważ rambutany szybko tracą świeżość, nie mogą być eksportowane do dalekich krajów.
Przenośna – jak to w Kambodży – pijalnia soków. Dziś tu, jutro tam.
Fast Food i dla pieszych, i dla zmotoryzowanych. Entourage nikogo nie przeraża
Jedzenie uliczne nie wygląda źle. Problem, leży w tym, że naczynia, w których jest podawane, myte są właśnie tak:
Hmmm… talerze i sztućce właśnie są poddane „procedurze” zmywania. W tej samej misce. Bez bieżącej wody.
Więcej o Kambodży: